Niedawno obchodziłam urodziny i z tej okazji Justynka zaprosiła mnie na wycieczkę do Łańcuta , a dokładniej - do zwiedzania zamku oraz parku w Łańcucie.
Sam zamek oraz otaczający go park to niewyobrażalne piękno! Zwiedzanie tego wszystkiego to ogromna frajda i uczta dla oczu.
Pojechałam w nowej bluzeczce i pozwólcie, że ją najpierw przedstawię:
Dane techniczne:
włóczka: Sugar - 7 motków włóczki z trzciny cukrowej, 50 g - 125 m;
druty: 3,25 mm
wzór: z głowy.
Ta bluzka zjadła mi sporo nerwów i wystawiła moją cierpliwość na próbę... Zaczęłam ją robić rok temu . Dzianina rosła szybko, była lejąca i piękna. Robiłam tą bluzeczkę w częściach. Po zszyciu okazało się, że jest ... za krótka i za ciasna... Rzuciłam ją w kąt z nadzieją, że jak poleży, to albo moje gabaryty się zmniejszą, albo ją spruję i zrobię od nowa. Tym bardziej, że nadeszła jesień i bluzeczka z rzekomo chłodzącego włókna nie była mi potrzebna.
Po roku wróciłam do niej. Uprułam do wysokości pod biustem i postanowiłam od tego momentu ją poszerzać a przy okazji - wydłużać. Gdy uporałam się z tyłem, przeszłam do przodu i po zrobieniu okazało się, że dekolt jest do poprawy... Ech... Prucie. Poprawianie. Jest! Zszyłam - no dobrze leży! Ale - brakuje rękawków, chociażby maleńkich. Włóczki została mi odrobina i to z tej odrobiny robiłam rękawki (nie mogłam domówić motka, bo akurat ten kolor się skończył, poza tym mam mocne postanowienie nie kupowania włóczek w tym roku). Resztkę, która została, podzieliłam na 4 części i dziergałam obawiając się, czy w ogóle mi wystarczy. Brakło! Postanowiłam dorobić samą plisę w rękawach inną włóczką, miałam Jeans Yarn Art w podobnym kolorze. Dorobiłam - wyszło fatalnie - plisa odstawała z powodu różnicy w grubości tych dwóch włóczek. Ech... Prucie i robienie plisy z Sugar, uważając na każdy metr włókna. I udało się, ale ile mnie to nerwów kosztowało!
No to teraz zaprezentuję bluzkę na sobie, zdjęcia robiła Justynka:
Muszę przyznać, że włókno z trzciny cukrowej rzeczywiście jest chłodzące, bluzeczka z niego wykonana jest delikatna, przewiewna i lejąca. I chyba wyciągnęła się troszkę na długość i szerokość, czyli - mogłam nie pruć, tylko chodzić w wersji pierwotnej, prawdopodobnie by się rozciągnęła.
Po zwiedzeniu wystaw w zamku poszłyśmy do storczykarni. Storczyki, które tam zobaczyłyśmy, przyprawiały o zawrót głowy! Uwaga - będę spamować zdjęciami!
(pierwszy raz widziałam czerwonego storczyka!)
Oczywiście kupiłyśmy sobie storczyki na pamiątkę!
Po zwiedzeniu storczykarni poszłyśmy z naszymi robótkami, które towarzyszyły nam w tym dniu, na ławeczkę:
Justynko - dziękuję Ci pięknie za ten cudny dzień!!!!
A ponieważ realizuję pomysły z naszego motywatora dziewiarskiego, zaznaczyłam wykonanie dwóch okienek - "coś z warkoczem" i "spotkanie":
A to moje nowe nabytki storczykowe:
Dziękuję za odwiedziny i miłe komentarze!
Miłego dnia!!!
Asia