Bardzo dziękuję za tak ciepłe powitanie po powrocie! I za zachwyty nad Lunią :)
Dziś chciałam pokazać ciąg dalszy robótek, w kolejności takiej, jak powstawały. Nie wszystko wychodzi takie, jakbyśmy chcieli. Tak było i tym razem. Z pięknej włóczki, którą zakupiłam na sweter dla syna wpis przypominający tu - powstało takie coś:
I o ile na krzaczku wyglądało to dobrze, to już na człowieku - niekoniecznie:
Śmialiśmy się z synem bardzo :) Powstała nędzna szata, wisząca smętnie... A przecież i kolor ładny, i skład zacny... No nic. Sprułam. Połączyłam z nitką czarnego marino, żeby dzianina nabrała elastyczności, ale i tak nic ładnego z tego nie wyszło. Stanęło na tym i tak pozostało:
Zabrałam się więc na sweter dla siebie. Miałam w zapasach Jeans Yarn Art w całkiem ładnym, można rzec - uniwersalnym kolorze. Wybrałam wzór Three Brides Justyny Lorkowskiej
Wyszedł wór na olbrzyma. Rzuciłam w kąt i tak leży do tej pory.
Zaczęłam zatem koc patchworkowy, by wyrobić to, co leży i przeszkadza w szafie. Tu już nie musiałam martwić się ani rozmiarem, ani fasonem:
I tak sobie koc rośnie. Mam nadzieję skończyć go tej zimy :)
Pozdrawiam serdecznie! Miłego wieczoru!
Asia
Swetry polecam spruć żeby nie kłuły w oczy😉chociaż oba są ciekawe. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNajlepiej chyba faktycznie spruć od razu. Zrobię to w czasie przerwy świątecznej :)
UsuńNa koc się czaje od dłuższego czasu, ale nie wiem sama jaki chcę 🤣
OdpowiedzUsuńJa nieudane udziergi zaraz pruję. A te włoczki które mi nie leżały wykorzystałam jako bazę do moich resztkowców 😉
To chyba najlepsze rozwiązanie - spruć od razu. Koc robi się świetnie, tylko wraz ze wzrostem rozmiaru zaczyna być niewygodnie :)
UsuńNie wszystkie udziergi wychodzą nam tak, jak sobie wymarzyłyśmy. Czasami coś pójdzie nie tak ale cóż zrobić. Można odłożyć i poczekać na lepsze czasy lub spruć. Z czasem jakiś nowy pomysł zakiełkuje w głowie i wszystko wyjdzie dobrze. Może patchworkowy koc przełamie złą passę bo ładnie się zapowiada:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tak zrobię - spruję. W tym zielonym swetrze zniechęca mnie to, że będę musiała od razu w czasie prucia rozdzielać nitki...
UsuńNie będę kłamała. Też się śmiałam:)).
OdpowiedzUsuńHa ha - i dobrze :) Szkoda, ze nie pokazałam zdjęcia z twarzą syna - on to dopiero się śmiał :)
UsuńMyślę, że każda dziergajaca osoba zaliczyła jakiegoś ufoka (mój czeka w szufladzie już 2 lata) Rzeczywiście trzeba w końcu go spruć i przerobic coś nowego i wspaniałego czego życzę i sobie i Pani. Kocyk wychodzi fantastycznie, tylko ciekawa jestem jaki rozmiar osiągnie. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń