sobota, 29 października 2022

Dyskusyjny Klub Książki, jesienne spacery i dynie

 Ani się obejrzałam, a tu nadszedł termin kolejnego spotkania naszego Dyskusyjnego Klubu Książki! W tym miesiącu czytałyśmy "Oddaj albo giń" Olgi Rudnickiej:


Poniżej - zdjęcie z naszego spotkania w bibliotece:



Nie czytałam dotąd żadnej książki tej autorki, dlatego tym bardziej cenię sobie działalność klubu - comiesięczne spotkania dają możliwość zapoznania się z szerokim wachlarzem przeróżnych książek. "Oddaj albo giń" nie należy, moim zdaniem, do literatury "wysokich lotów" - to lekka literatura, taka do przeczytania, pośmiania się i odstresowania. 

Autorka pisze bardzo ładnym językiem, używa często żartów czy frazeologizmów, a prawie na każdej stronie znajdziemy elementy satyry. To książka, która ma wywołać u czytelnika uśmiech, ma go wprowadzić w dobry nastrój.

Główną bohaterką jest Matylda - bibliotekarka pracująca w osiedlowej filii bibliotecznej. Pracuje z  okropnym szefem, oddaną koleżanką, sekretarką biblioteki Alicją, której nie lubi, ma również męża i córkę Monikę. 

Matylda pewnego dnia znajduje w bibliotece ciało stałego czytelnika i wokół tego wątku toczy się akcja książki. Nie jest to jednak typowy kryminał, który prowadzi czytelnika do rozwiązania zagadki: kto zabił i dlaczego. Wątki przeplatają się szybko, co sprawia, że czytelnik nie nudzi się, i są one powiązane logicznie ze sobą, co wprowadza ład i pokazuje zwartą całość.

Z pracy bibliotekarza nie ma prawie niczego w tej książce, natomiast jest cała paleta ludzkich charakterów. Każdy bohater jest wręcz jaskrawo zarysowany - autorka podkreśla w humorystyczny sposób wady i zalety pojawiających się postaci. Jedyne, co może w tym opisie drażnić, to lekkie przerysowanie głównej bohaterki - Matyldy. Pomimo, że jest sympatyczną osobą, to czytając odnosi się wrażenie, że jest infantylna. Anielską cierpliwość ma do niej komisarz Marecki oraz jej mąż Roman. Cięte riposty Moniki - córki bohaterki - bawiły mnie. Nie wiem, czy dziecko w tym wieku może być takie wygadane, ale podobała mi się ta postać. 

Czy odnaleziono sprawcę morderstwa? Nie powiem - proszę przeczytać, pośmiać się, po prostu miło spędzić czas przy tej lekturze :)


Moja córka powiedziała kiedyś, że jak nowa książka, to powinna być nowa zakładka. Jest więc:



Wzór pochodzi z tego bloga . Autorka bloga projektuje śliczne wzory, które można wykorzystać na wiele sposobów. I wszystkie są śliczne!

Zakładkę wyszyłam na kanwie ze złotą nitką. 

Jesień jest dobrą porą na spacery - nie jest już tak gorąco, jak latem, słońce jest przyjemne. Wspólne wyjścia bardzo cieszą :)

Takie widoki mamy na co dzień:


Ilekroć przechodzę tą drogą, przystaję i patrzę w dal. Jest tak pięknie...


Zostawiam Was z tym  widokiem i życzę pięknych dni!!!


Asia

poniedziałek, 17 października 2022

Czwartkowe spotkanie z przyjaciółką

 Tak dawno się nie widziałyśmy! Ale jesteśmy ze sobą w codziennym kontakcie on-line :) Wiemy o swoich bieżących robótkach, o nowych projektach, zakupach i planach. 

W ubiegły czwartek zaraz po pracy pojechałam w odwiedziny do Justynki - oczywiście z nową robótką!

Siedziałyśmy sobie przy ciastach, pysznej jesiennej herbacie i nie mogłyśmy się nagadać :)


Justynka robiła nowy sweterek w paski, miękki i delikatny, ja zaś wzięłam dwa małe kłębuszki z myślą zrobienia czegoś podobnego do tego, co pokazała na swoim blogu Renia - śliczną małą sakiewkę.

Reni sakiewka jest bardziej równa, moja ma moc dzięki kolorowi! 




Sakiewka jest maleńka i służy mi jako pokrowiec na różaniec.

Na naszym wspólnym dzierganiu zainspirowałam się, wpadłam na nowe pomysły, które po części już realizuję. Dostałam też od Justynki prezent, ale o nim napiszę innym razem :)

Justynko - dziękuję za miło spędzony czas! Blogosferze dziękuję za to, że jest, bo dzięki niej zaczęła się nasza przyjaźń!


Pozdrawiam serdecznie i życzę pięknego słonecznego tygodnia!


Asia

wtorek, 11 października 2022

Dyskusyjny Klub Książki, poranne mgły i jesienne dary

 Mamy w naszej lokalnej bibliotece Dyskusyjny Klub Książki. Zapisałam się do niego, kiedy tylko dowiedziałam się o jego istnieniu. Zapisałam się, bo chciałam wrócić do systematycznego czytania, ale też dlatego, że tak po ludzku chciałam po prostu spotkać się z ludźmi. Biblioteka jest blisko, nie muszę się więc wyprawiać nie wiadomo gdzie.

Panie bibliotekarki bardzo dbają, żeby nam - czytelniczkom - było miło. Zawsze jest pięknie udekorowany stół i poczęstunek:




Książka, którą czytałyśmy we wrześniu, wzbudziła w nas mieszane uczucia. To "Czas wojny, czas miłości" Victorii Gische.

Początek zapowiadał, że książka będzie dobra, że wciągnie czytelnika i pokaże zarówno uczucia bohaterów, jak i wątki historyczne, w których Autorka się specjalizuje, ponieważ z wykształcenia jest historykiem. Poznajemy seniorkę rodu - Różę von Goch, jej syna Henryka, jego żonę Aleksandrę oraz ich dwie córki - Lenę i Norę. Akcja rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku i początkowo toczy się w Nieczujowie, by wraz ze stronicami książki przenosić czytelnika w tak różne i niepowiązane ze sobą miejsca, że czytelnik (czyli ja) zgubił się po kilku krótkich rozdziałach... Czytając tę książkę miałam wrażenie, że Autorka chce jak najwięcej włożyć w tę niewielką objętościowo książkę. Mamy zatem: Polskę, Berlin, kilka miast w Stanach Zjednoczonych, Londyn, Irlandia, Jerozolima, Egipt - w tylu miejscach toczy się akcja, by w końcu zostawić główną bohaterkę w Auschwitz. Jest Maria Skłodowska-Curie, Fred Astaire, są piramidy! Ale brakuje w tej powieści jednego - wątku głównego, który byłby wyraźnie zarysowany, który nadawałby ton całości. Bo nawet tak hucznie zapowiadana na okładce książki miłość jest potraktowana po macoszemu - brak wgłębienia się w uczucia bohaterów, brak pewnych dopowiedzeń. 

Mówiąc krótko - książka ta nie podeszła mi zupełnie. Zbyt dużo wątków pobocznych, które czynią ją chaotyczną. Ale, jak ładnie powiedziała nasza koleżanka z Dyskusyjnego Klubu Książki - w życiu często tak jest, że właśnie wątki poboczne dominują i czynią sens tego życia.

W październiku czytamy kryminał!

Wróciłam do pracy. Takie widoki mam każdego ranka, gdy wychodzę z domu:




Czyż po takiej drodze do pracy można mieć zły humor? :)

Mam fantastycznych studentów! Naprawdę! Są pełni energii, zadają dużo pytań, chcą od razu rozwiewać wszelkie wątpliwości i są bardzo sympatyczni. To wszystko sprawia, że z ogromną radością otwieram za każdym razem drzwi do naszej sali.

Renia pokazała na swoim blogu śliczne lalki, które zrobiła dla koleżanki. Koleżanka wykorzystuje je w pracy - lalki przedstawiają emocje. Czytając post Reni przypomniałam sobie, że ja również wykorzystuję na zajęciach rękodzieło:


To zośka. Wykorzystujemy ją do powtórzenia słówek i wyrażeń: jeden student rzuca w kierunku wybranej osoby, mówi w języku polskim słowo/zdanie, a osoba, która złapie zośkę, szybciutko tłumaczy to na język rosyjski (jestem rusycystą).

Przedmiot musi być miękki i nieduży, żeby nie zrobił nikomu krzywdy. I taki jest, o proszę:


W ogrodzie obrodziły jabłonie:


Mam ich trzy i chyba nigdy nie przestaną zrzucać swych owoców! Zatem zbieramy, w ramach gimnastyki:


Psy nie potrafią zbierać jabłek, ale kopią dołki:


W ten oto sposób powstaje podkop, który umożliwia Krokietowi ucieczkę poza ogrodzenie... Tak wygląda teraz nasz mały psotnik:


Co drugi dzień idziemy z naszymi psami na grzyby. Ja nie potrafię ich szukać i jedyne co mamy, to maślaki:


Robimy z nich sos do makaronu, resztę suszymy. 

Te wszystkie prace ogrodowe oraz zawodowa spowodowały zastój w robótkach. Ale przecież "co się odwlecze, to nie uciecze", prawda?

Dziękuję za odwiedziny i życzę pięknego tygodnia!


Asia