wtorek, 25 czerwca 2024

Wycieczka do Łańcuta i nowa bluzeczka

 Niedawno obchodziłam urodziny i z tej okazji Justynka zaprosiła mnie na wycieczkę do Łańcuta , a dokładniej - do zwiedzania zamku oraz parku w Łańcucie.



Sam zamek oraz otaczający go park to niewyobrażalne piękno! Zwiedzanie tego wszystkiego to ogromna frajda i uczta dla oczu.

Pojechałam w nowej bluzeczce i pozwólcie, że ją najpierw przedstawię:


Dane techniczne:

włóczka: Sugar - 7 motków włóczki z trzciny cukrowej, 50 g - 125 m;

druty: 3,25 mm

wzór: z głowy.

Ta bluzka zjadła mi sporo nerwów i wystawiła moją cierpliwość na próbę... Zaczęłam ją robić rok temu . Dzianina rosła szybko, była lejąca i piękna. Robiłam tą bluzeczkę w częściach. Po zszyciu okazało się, że jest ... za krótka i za ciasna... Rzuciłam ją w kąt z nadzieją, że jak poleży, to albo moje gabaryty się zmniejszą, albo ją spruję i zrobię od nowa. Tym bardziej, że nadeszła jesień i bluzeczka z rzekomo chłodzącego włókna nie była mi potrzebna.

Po roku wróciłam do niej. Uprułam do wysokości pod biustem i postanowiłam od tego momentu ją poszerzać a przy okazji - wydłużać. Gdy uporałam się z tyłem, przeszłam do przodu i po zrobieniu okazało się, że dekolt jest do poprawy... Ech... Prucie. Poprawianie. Jest! Zszyłam - no dobrze leży! Ale - brakuje rękawków, chociażby maleńkich. Włóczki została mi odrobina i to z tej odrobiny robiłam rękawki (nie mogłam domówić motka, bo akurat ten kolor się skończył, poza tym mam mocne postanowienie nie kupowania włóczek w tym roku). Resztkę, która została, podzieliłam na 4 części i dziergałam obawiając się, czy w ogóle mi wystarczy. Brakło! Postanowiłam dorobić samą plisę w rękawach inną włóczką, miałam Jeans Yarn Art w podobnym kolorze. Dorobiłam - wyszło fatalnie - plisa odstawała z powodu różnicy w grubości tych dwóch włóczek. Ech... Prucie i robienie plisy z Sugar, uważając na każdy metr włókna. I udało się, ale ile mnie to nerwów kosztowało!

No to teraz zaprezentuję bluzkę na sobie, zdjęcia robiła Justynka:





Muszę przyznać, że włókno z trzciny cukrowej rzeczywiście jest chłodzące, bluzeczka z niego wykonana jest delikatna, przewiewna i lejąca. I chyba wyciągnęła się troszkę na długość i szerokość, czyli - mogłam nie pruć, tylko chodzić w wersji pierwotnej, prawdopodobnie by się rozciągnęła.

Po zwiedzeniu wystaw w zamku poszłyśmy do storczykarni. Storczyki, które tam zobaczyłyśmy, przyprawiały o zawrót głowy! Uwaga - będę spamować zdjęciami!





(pierwszy raz widziałam czerwonego storczyka!)







Oczywiście kupiłyśmy sobie storczyki na pamiątkę!

Po zwiedzeniu storczykarni poszłyśmy z naszymi robótkami, które towarzyszyły nam w tym dniu, na ławeczkę:


U mnie na drutach jest różowa bluzeczka z bambusa, u Justynki - malinowa bluzeczka, również bambusowa.

A to my:



Justynko - dziękuję Ci pięknie za ten cudny dzień!!!!

A ponieważ realizuję pomysły z naszego motywatora dziewiarskiego, zaznaczyłam wykonanie dwóch okienek - "coś z warkoczem" i "spotkanie":


A to moje nowe nabytki storczykowe:


Dziękuję za odwiedziny i miłe komentarze! 

Miłego dnia!!!


Asia

poniedziałek, 3 czerwca 2024

Nowi mieszkańcy, warsztaty ceramiczne, nowy projekt i motywator dziewiarski

 Na naszym Wzgórzu zamieszkali nowi mieszkańcy, bardzo oryginalni. To, że mamy dwa psy - alpejskie gończe krótkonożne, to wiadomo, bo pokazywałam je tu. Ale od niedawna mamy jeszcze czterech lokatorów, czy też - członków stada. Za sprawą córki, która marzyła o takim inwentarzu.

Poznajcie ich.

Oto - Zelda:






To samiczka modliszki storczykowej. 

Jest maleńka, bo to dziecko modliszkowe, ale bardzo żywa i kontaktowa - gdy podchodzi się do terrarium, potrafi obrócić główkę i patrzeć na człowieka. Nauczyła się też, że córka ją karmi i gdy tylko uchyli się wieczko i włoży rękę, ona wspina się po kwiatku i czeka na muchę. Mieszka w takim ślicznym domku:


Kilka tygodni później dotarł do nas samczyk modliszki - szary i wybiedzony... Córka kupiła go, bo było jej go żal - wyglądał strasznie... I niestety, nie żył długo... Rozżalona córka poszła z mężem (moim, a jej tatą) do sklepu zoologicznego i pokazała zdjęcia martwego samczyka. Sprzedawca przeprosił i sprzedał jej po obniżonej cenie kolejnego samczyka - też biedaka, bo bez nogi...


Te biedne stworzenia żyją w okropnych warunkach w sklepie... Są zamknięte w maleńkim pudełeczku i nie wiadomo, czy są regularnie karmione. Ten nieszczęśnik również otrzymał swoje terrarium, a w nim roślinki, drewienka no i jedzenie! Jakież było nasze zdziwienie, gdy po zrzuceniu egzoszkieletu okazał się być samiczką i to w dodatku niebieską! No i nóżka mu, to znaczy - jej - odrosła! 

Oto Skarpetka:



Też jest jeszcze dzieckiem, ale ma się dobrze, rośnie i jest aktywna!

Na półce, w sporym terrarium, zamieszkał patyczak. Miał być samcem, ale zaczął niebezpiecznie rosnąć, aż okazało się, że jest samiczką. To Hanzo:


W przeciwieństwie do modliszek nie jest aktywna wcale, zazwyczaj siedzi, na przykład na biurku:


I żeby nas uszczęśliwić... złożyła ponad 100 jaj... Czekamy teraz, czy coś się z nich wykluje. 

A równocześnie z moim powrotem ze szpitala przybyła do nas agama:


Nazywa się Kimczi i jest agamą czerwoną.


Jest dzieckiem, ale je ślicznie, biega po terrrarium, które zajmuje pół pokoju, bo podobno ma sporo urosnąć.



To białe na pyszczku to wapno, które dostaje co jakiś czas.

Jest przezabawna, a najlepsze jest to, że nasze psy nie mają pojęcia, że taka fajna Kimczi mieszka z nami! Podobno to dlatego, że ona nie wydziela zapachu, a gdy psy wpadną do pokoju, ona siedzi nieruchomo i udaje, że jej nie ma.

Córka kocha te swoje stwory, dba o nie bardzo, pielęgnuje i dogląda. A one rosną i cieszą ją!

To tyle o naszej menażerii.

Teraz - o warsztatach. Otóż niedawno zorganizowano w naszym domu kultury warsztaty z biżuterii ceramicznej. Zapisałam się na nie, bo byłam ciekawa, jak to jest lepić z gliny.

Pani instruktorka bardzo dobrze nam wszystko tłumaczyła i pod jej okiem wykonałam takie coś:



To komplety po wypaleniu i przeszkliwieniu. 

Po kolejnym wypaleniu, tym razem już ze szkliwem, wyglądają tak:




Na kolejne warsztaty z ceramiki zapisałyśmy się razem z córką :) Ja zrobię jakieś miseczki, ona - grotę dla jaszczurki.

Zaczęłam dziś nowy projekt - będzie nim bluzeczka z cudnej bambusowo-jedwabnej nitki według przepisu od Reni :



Nie mogłam się powstrzymać od połączenia na zdjęciu różu bluzeczki z różem piwonii! Ach, jaka szkoda, że nie możecie poczuć zapachu tych cudnych kwiatów!

A poranki witam świeżo zerwanymi owocami z ogrodu, które zjadamy na śniadanie:


Czy może być lepszy początek dnia?

Na zakończenie tego długiego postu chciałabym pokazać Wam coś, co motywuje mnie do pracy dziewiarskiej. Parę tygodni wstecz odwiedziła mnie Justynka . Gdy powiedziałam jej, że prawie nic nie dziergam, bo po prostu nie mam weny, podzieliła się ze mną ciekawostką. Otóż na jednej z grup dziewiarskich pojawiło się "Dziewiarskie bingo" - zabawa, polegająca na tworzeniu rzeczy według rozpiski, ale w dowolnej kolejności i bez ograniczeń czasowych. Justynka zaproponowała, żebym spisała to, co chcę zrobić w najbliższym czasie, ona dołożyła swoje pomysły i tym sposobem otrzymałyśmy całkiem sporą rozpiskę planów! Nazwałyśmy ją "Motywatorem dziewiarskim":

Teraz, gdy chcę coś zrobić, zerkam w tę tabelkę i działam! Jeżeli macie ochotę przyłączyć się do zabawy - zapraszamy!
A może bawicie się również w "Dziewiarskie bingo" i możecie podzielić się wrażeniami? Z chęcią przeczytam!

Dziękuję za odwiedziny i miłe komentarze.

Pięknego dnia Wam życzę!

Asia

poniedziałek, 27 maja 2024

Dzień Matki i ogród

 Od dziecka daję mojej mamie w dniu jej święta własnoręcznie wykonany prezent. Tak było i w tym roku. Mama zobaczyła podczas jednej z wizyt u nas podkładki, które zrobiłam pod kubki z kawą i herbatą. Podkładki zrobiłam dwie, na próbę. Mamie bardzo się spodobały i poprosiła o podobne. Zrobiłam jej cały komplet - dużą podkładkę pod dzbanek z herbatą i sześć podkładek pod kubeczki:




Mamie bardzo spodobał się prezent :) 

Również lubię te podkładki - są chyba wygodniejsze w użytkowaniu niż takie zrobione na szydełku, te drugie mają troszkę nierówną fakturę, co powoduje, że kubek czasem stoi niestabilnie. Tymczasem w tych ten środek ze sklejki stabilizuje to, co na nim stoi.

W ogrodzie zakwitła hortensja pnąca. Długo nie wiedzieliśmy, co to za roślina, ponieważ przez kilka lat miała jedynie liście, nie kwitła. W tym roku, kiedy musimy ją przenieść w inne miejsce, ona pokazała nam całą swoją krasę:



Nad kwiatami unoszą się roje pszczół i dzięki temu słychać nieustanne bzyczenie.

Próbuję zrobić zaszczepki i rozsady tej hortensji - zobaczymy, czy mi się to uda.

Kwitnie też piwonia chińska:




Jak dobrze, że mamy maj! To chyba najpiękniejszy miesiąc w roku!

Wszystkim mamom życzę zdrowia i nieustającej radości!!!

A odwiedzającym - dobrego tygodnia!

Asia

wtorek, 21 maja 2024

Ogród i wieloletni koc

 Wraz z nadejściem wiosny rozpoczęłam prace w ogrodzie. Pierwszą z nich było zadbanie o truskawki. To moje czwarte podejście do tego tematu. Truskawki rosły kilkanaście lat w jednym miejscu i po prostu zaczęły usychać, dawały małe zasuszone owoce a same krzaczki urywały się i ginęły. To były truskawki po poprzedniej gospodyni, ale miały już po prostu swoje lata. Kupiłam nowe krzaczki i przesadziłam je na grządkę obok. Niestety, nadal nie chciały rosnąć... Kolejnej wiosny przeniosłam je w inne miejsce i posadziłam je na włókninie - takiej czarnej. Wyczytałam, że lubią tak rosnąć, a dodatkowym plusem jest to, że chwasty nie rosną tak bardzo przy nich. I co? Wszystkie krzaczki po prostu ugotowały się! Pomimo, że je podlewałam. Kupiłam więc kolejne krzaczki i posadziłam na starym miejscu, ale wymieniłam ziemię i porządnie ją nawiozłam - zaczęły rosnąć! Tyle, że chwasty też. Ale już w ubiegłym roku jedliśmy nasze własne truskawki.

Tej wiosny wyłożyłam grządkę kartonami i posypałam korą sosnową - wyczytałam, że truskawki ją lubią. I wreszcie rosną! Mają mnóstwo owoców, które lada moment dojrzeją:



Uruchomiliśmy z mężem szklarnię, chociaż w tym roku posadziliśmy o wiele mniej pomidorów, za to więcej ogórków:






Sadzonki dostałam od sąsiadów, ale w szklarni czekała na mnie również niespodzianka - między płytkami rosły samosiejki-pomidorki koktajlowe! Przesadziłam je na razie do małych doniczek:


Obok szklarni posadziłam hortensje - tu jedna z nich:


W tym roku zakwitł też łubin, który wysiałam dwa lata temu:


Ogród jest cały w rozkwicie, kwitną też supertunie, których w tym roku mam wyjątkowo dużo:




Kocham mój ogród bardzo! Pielęgnuję go z miłością, podlewam, przesadzam, nawożę i nie mogę się nacieszyć tymi barwami! To tylko kilka zdjęć, w rzeczywistości roślin mam dużo więcej. 

Najbardziej lubię usiąść z drutami w ogrodzie i przerabiać oczka. Takim sposobem dokończyłam koc, który zaczęłam cztery lata temu :


Koc wyszedł ogromny! Zaczynając go miałam nadzieję, że zrobię go w ciągu jednego roku, rzeczywistość okazała się inna - powstawał cztery lata... Tak wielka robótka zaczęła mnie nużyć po jakimś czasie, odłożyłam ją więc i tak leżała... Po przeprowadzce na wieś okazało się, że koce i chusty to coś, czego bardzo tu potrzeba wieczorami, nawet latem, bo noce u nas są chłodne. Ten koc nie służy do okrywania się, jest raczej narzutą na łóżko, ale mam już zaczęty kolejny koc, taki do okrywania się właśnie - obym nie robiła go kolejne cztery lata...


Dziękuję za odwiedziny i miłe komentarze!

Pozdrawiam cieplutko!


Asia