Mamy w naszej lokalnej bibliotece Dyskusyjny Klub Książki. Zapisałam się do niego, kiedy tylko dowiedziałam się o jego istnieniu. Zapisałam się, bo chciałam wrócić do systematycznego czytania, ale też dlatego, że tak po ludzku chciałam po prostu spotkać się z ludźmi. Biblioteka jest blisko, nie muszę się więc wyprawiać nie wiadomo gdzie.
Panie bibliotekarki bardzo dbają, żeby nam - czytelniczkom - było miło. Zawsze jest pięknie udekorowany stół i poczęstunek:
Książka, którą czytałyśmy we wrześniu, wzbudziła w nas mieszane uczucia. To "Czas wojny, czas miłości" Victorii Gische.
Początek zapowiadał, że książka będzie dobra, że wciągnie czytelnika i pokaże zarówno uczucia bohaterów, jak i wątki historyczne, w których Autorka się specjalizuje, ponieważ z wykształcenia jest historykiem. Poznajemy seniorkę rodu - Różę von Goch, jej syna Henryka, jego żonę Aleksandrę oraz ich dwie córki - Lenę i Norę. Akcja rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku i początkowo toczy się w Nieczujowie, by wraz ze stronicami książki przenosić czytelnika w tak różne i niepowiązane ze sobą miejsca, że czytelnik (czyli ja) zgubił się po kilku krótkich rozdziałach... Czytając tę książkę miałam wrażenie, że Autorka chce jak najwięcej włożyć w tę niewielką objętościowo książkę. Mamy zatem: Polskę, Berlin, kilka miast w Stanach Zjednoczonych, Londyn, Irlandia, Jerozolima, Egipt - w tylu miejscach toczy się akcja, by w końcu zostawić główną bohaterkę w Auschwitz. Jest Maria Skłodowska-Curie, Fred Astaire, są piramidy! Ale brakuje w tej powieści jednego - wątku głównego, który byłby wyraźnie zarysowany, który nadawałby ton całości. Bo nawet tak hucznie zapowiadana na okładce książki miłość jest potraktowana po macoszemu - brak wgłębienia się w uczucia bohaterów, brak pewnych dopowiedzeń.
Mówiąc krótko - książka ta nie podeszła mi zupełnie. Zbyt dużo wątków pobocznych, które czynią ją chaotyczną. Ale, jak ładnie powiedziała nasza koleżanka z Dyskusyjnego Klubu Książki - w życiu często tak jest, że właśnie wątki poboczne dominują i czynią sens tego życia.
W październiku czytamy kryminał!
Wróciłam do pracy. Takie widoki mam każdego ranka, gdy wychodzę z domu:
Czyż po takiej drodze do pracy można mieć zły humor? :)
Mam fantastycznych studentów! Naprawdę! Są pełni energii, zadają dużo pytań, chcą od razu rozwiewać wszelkie wątpliwości i są bardzo sympatyczni. To wszystko sprawia, że z ogromną radością otwieram za każdym razem drzwi do naszej sali.
Renia pokazała na swoim blogu śliczne lalki, które zrobiła dla koleżanki. Koleżanka wykorzystuje je w pracy - lalki przedstawiają emocje. Czytając post Reni przypomniałam sobie, że ja również wykorzystuję na zajęciach rękodzieło:
To zośka. Wykorzystujemy ją do powtórzenia słówek i wyrażeń: jeden student rzuca w kierunku wybranej osoby, mówi w języku polskim słowo/zdanie, a osoba, która złapie zośkę, szybciutko tłumaczy to na język rosyjski (jestem rusycystą).
Przedmiot musi być miękki i nieduży, żeby nie zrobił nikomu krzywdy. I taki jest, o proszę:
W ogrodzie obrodziły jabłonie:
Mam ich trzy i chyba nigdy nie przestaną zrzucać swych owoców! Zatem zbieramy, w ramach gimnastyki:
Psy nie potrafią zbierać jabłek, ale kopią dołki:
W ten oto sposób powstaje podkop, który umożliwia Krokietowi ucieczkę poza ogrodzenie... Tak wygląda teraz nasz mały psotnik:
Co drugi dzień idziemy z naszymi psami na grzyby. Ja nie potrafię ich szukać i jedyne co mamy, to maślaki:
Robimy z nich sos do makaronu, resztę suszymy.
Te wszystkie prace ogrodowe oraz zawodowa spowodowały zastój w robótkach. Ale przecież "co się odwlecze, to nie uciecze", prawda?
Dziękuję za odwiedziny i życzę pięknego tygodnia!
Asia
Bardzo urokliwa jesień. My też staramy się wyzbierać owoce ale w tym roku pokonała nas mirabelka. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKocham jesień za jej kolory i dary, ale w tym roku tych darów jest ogrom i nie bardzo wiem, co z nimi z robić...
UsuńSuper, że jesteś w DKK! Bardzo mi się idea tych spotkań podoba. Niestety, mam własny rytm czytania i nie wiem, czy dała bym radę. Z jabłkami i grzybami mamy u nas to samo :))) A, jeszcze orzechy włoskie! Ten rok jest zaiste bardzo urodzajny.
OdpowiedzUsuńCiekawa byłam Twojej pomocy dydaktycznej - ale sprytnie to wymyśliłaś! Dawno temu uczyłam ang. w SP, robiliśmy takie samo ćwiczenie na słówka, tylko z jakąś kolorową, pluszową piłką. Twoja Zośka jest mniejsza i elegantsza, bardziej do studentów pasuje :) Duuużo zdrowia, radości, wytrwałości i zawsze pięknych widoków! Cały sekret w tym, by umieć je dostrzegać :)))
Reniu - dziękuję za piękne życzenia! Zapomniałam napisać o orzechach włoskich - mamy ich 5 i również obrodziły jak szalone! Na szczęście mama pomogła mi w segregacji ich i suszeniu - są przepyszne!
Usuń